www.archiwum.mnd.pl
facebook profile

W liście do Kolosan św. Paweł pisze: "ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa" (1,24). Ja tak rozumiem cierpienie. Dopełniam braki udręk Chrystusa. To nie tak, że cierpieniu Jezusa czegoś zabrakło, że coś było źle. Ale Bóg w swoich planach wpisał w odkupienie także nasze cierpienie. Nasz krzyż. Każdy z nas powinien tę cząstkę swojego cierpienia dorzucić. Dołączyć do Szymona, który pomaga nieść Jezusowy krzyż. Do Weroniki, która tylko otarła Mu twarz, bo więcej nie potrafiła. Ale tę swoją cząstkę dała. My też idziemy razem z Nim drogą krzyżową. Jedni są Szymonem, inni Weroniką. Jeśli dźwigasz cięższy krzyż niż inni, widocznie Bóg ci bardziej zaufał. Widocznie - mimo swojej słabości w chorobie, kruchości, widocznie jesteś silniejszy niż inni. Więcej potrafisz udźwignąć. Spróbuj dźwigać ten krzyż jak św. Paweł: "teraz raduję się w cierpieniach za was" (j.w.). Wiesz, że to prawda: kiedy komuś pomagasz, jest w tobie radość, prawda? Jeśli uwierzysz, że pomagasz Jezusowi dźwigać krzyż - będzie w Tobie - pomimo zewnętrznego smutku który sprawia ból - będzie w tobie głęboka radość, że "dopełniam braki udręk Chrystusa, dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (j.w.)

Chorzy na SLA, którzy są powoli unieruchomiani przez chorobę, są podobni do Jezusa ukrzyżowanego. Najpierw droga krzyżowa, kiedy z każdym krokiem trudniej iść. Kiedy ze zmęczenia drżą nogi i co jakiś czas Jezus upada. Ostatnim wysiłkiem - wstaje, by dalej iść, aż na swoją Golgotę, na krzyż. Jezus, który przemierzał świat, żeby innym zanieść przebaczającą miłość - teraz został położony na krzyżu. Przebite gwoźdźmi nogi - już nie pójdą pomiędzy ludzi. Przebite gwoźdźmi dłonie - już nie pobłogosławią.
Oprócz cierpienia fizycznego jest jeszcze właśnie to: tyle jeszcze pragnąłbyś w życiu zrobić, tyle serca zanieść innym, tyle pięknych planów. A ty - przybity do krzyża. Nie zrobisz już nic. Czy nic? Jezus mógł Boską mocą zejść z krzyża. Nawet ktoś Mu to "radził": "Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie" (Łk 23,37). Nie zrobił tego. Bo Jego ręce mogły dotknąć tylko niektórych. Swoim cierpieniem natomiast mógł obdarować wszystkich.

W ruchu Focolare śpiewana jest taka piękna ewangeliczna piosenka:
Gdy cierpisz, i smutek jest tak wielki
Że nic już nie rozumiesz i pozostajesz sam
To wtedy cierpienie swoje zanurz w cierpieniach swego Pana
i odpraw swoją mszę.
Ofiara Jezusa, nasza msza, świat nigdy nie pojmie jej
To jest zbyt wielkie, by zrozumieć, gdy z miłości ofiarujesz ból.

W swym życiu możesz wiele, w ofierze dać bogactwa
i wszystko to, co masz
Lecz zawsze - cierpienie, chociaż nieme -
Do Nieba się przebije przed Boga Ojca tron.

Unieruchomione ręce i nogi. Ale przez jakiś czas jeszcze możesz mówić. Jezus to wykorzystał: przebaczył oprawcom, dał nam Matkę, obiecał zbawienie tym, którzy o nie proszą. Nim język zaczął się przyklejać do podniebienia, nim odczuł to straszliwe pragnienie, które sprawia, że język staje się jakby kawałek drewna, bez czucia, - mówił o miłości. Każdy chory, zamiast przeklinać Boga czy los, może innym mówić o miłości. Może mówić o miłości tym, którzy mają sparaliżowane nie nogi i ręce - ale serce. Którzy połykają tabletki, żeby od tego życia uciec, bo nie mają siły istnieć, bo nie spotkali miłości, nie spotkali dobrego słowa. Kiedy nogi i ręce są przybite do krzyża - jest więcej czasu na miłowanie. Na modlitwę.

A potem przychodzi chwila, kiedy już nie można oddychać. Nie ma miejsca na oddech, bo napięte mięśnie wiszącego na przebitych rękach Jezusa już nie mają sił unosić klatki piersiowej. Coraz krótszy oddech. Coraz trudniejszy. Nie było urządzeń do jego podtrzymywania. W tym bólu pojawia się jakby żal do Ojca: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" (Mk 15,34). Żal do Ojca? A może jeszcze większa miłość do ludzi? Bo w tej chwili właśnie pokazał, że nie jest grzechem, gdy człowiek w takim stanie czuje się niekochany nawet przez Boga. Czuje się tak straszliwie opuszczony. Jezus pokazał nam, jak przy cierpieniu fizycznym, ogromne może być też cierpienie psychiczne, duchowe. Żadne cierpienie nie było Mu obce. Nikt nie może powiedzieć, że w jego cierpieniu nie było Boga. Był już wcześniej. Przez swoje cierpienie uświęcił nasze. Nie, to nie był prawdziwy żal do Ojca. To były ogromne duchowe cierpienia, przez które właśnie do Ojca szedł: "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego" (Łk 23,46).

Każda choroba, także SLA, może być przekleństwem, jeśli idziemy w nią sami. Ale jeśli pozwolimy, by szedł obok nas Ukrzyżowany Jezus, jest drogą do Boga i ogromną możliwością pomagania tym, którzy są słabsi od nas. Tym, którym się wydaje, że są zdrowi, których ludzie uważają za zdrowych, a oni - o zdrowych mięśniach - nie znajdują sił, by iść dalej. Ukrzyżowani przez SLA ludzie - tak wiele jeszcze mogą światu dać. To co najważniejsze: prawdziwą, bezinteresowną MIŁOŚĆ.

Jezus nigdy ci tego nie zapomni. Tego, że razem z Nim dźwigasz Jego Krzyż...

Bogumiła Szewczyk
SLA
MND